Biszkopt…

To był zwyczajny dzień. A właściwie zwyczajne przedpołudnie. 7 miesięcy temu. Jak każdy rodzic zapewne wie, małe dziecko= dużo sprzątania, więc częste odkurzanie czy mycie podłóg, to po prostu norma. O ile podczas odkurzania, pełzająca Ola nie sprawiała problemów, tak przy mokrych podłogach mogłoby być różnie. Posadziłam Olę w krzesełku w kuchni, dałam zabawki, kilka chrupek i biszkoptów. Standardowo. Jak zawsze.

Jak tylko zajęła się sobą, szybko wzięłam się za mopa. Wiadro standardowo stało przy wejściu do kuchni. Dwa pokoje umyte, zostało niewiele. Kolejny raz poszłam wymoczyć mopa i już odchodziłam, kiedy moją uwagę zwróciły dziwne dźwięki dobiegające z kuchni. Przecież dopiero co u niej byłam, bawiła się, więc co to za odgłosy? Poszłam jeszcze raz i zamarłam…

To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Ola próbowała kaszleć, ale nie mogła. Zaczynała sinieć. Zadławiła się. Wiedziałam, że nie jest dobrze, ale zamiast zrobić cokolwiek przerażona stałam i patrzyłam na  nią. To trwało może 2 sekundy, ale wtedy była to cała wieczność. Panika- co zrobić, jak jej pomóc, żeby nie zrobić krzywdy?! I wtedy sobie przypomniałam co powinnam zrobić. Wyjęłam ją z krzesełka i położyłam brzuszkiem do dołu na swoim przedramieniu. Uderzałam ręką między łopatki, ale to nie przynosiło skutku. I wtedy po prostu brutalnie mówiąc, wsadziłam jej palec do gardła i wyjęłam „prowodyra” całej sytuacji. Wiecie co? Zwyczajny biszkopt… Coś, co jadła prawie codziennie!

Po chwili kolor skóry Oli wrócił do normy, a oddech się uspokoił. Ale ja długo nie mogłam się po tym pozbierać. Przez dłuższy czas biszkoptów po prostu w domu nie było. Do dzisiaj rzadko je kupuję…

Czemu o tym piszę? Bo taka sytuacje może spotkać każdego rodzica. Nie można się tego spodziewać, nie można przewidzieć. Ale można zrobić jedno- starać się przygotować. Zapisz się na kurs  pierwszej pomocy, poczytaj odpowiednią literaturę. Kursów pierwszej pomocy jest sporo, często są jednym z elementów warsztatów dla przyszłych i obecnych mam. Wystarczy poszukać w internecie. Ja miałam to szczęście, że na takich byłam i uważam, że to między innymi dzięki nim wiedziałam, co zrobić, jak pomóc w tamtym momencie Oli.

Oprócz wiedzy praktycznej, warto zapoznać się też z teorią. Książek na ten temat jest sporo i to jaką wybierzecie, zależy od Was. Ja polecam to, co sama mam. Jeszcze w ciąży dostałam od cioci Uli ( 😉 ) krótki poradnik o pierwszej pomocy z wydawnictwa Sierra Madre. 30 nagłych wypadków, wszystko opisane krótko, zwięźle i na temat. Wszystko w bardzo praktycznej formie, jeden „wypadek”- jedna kartka.

DSC09395 DSC09397

IMG_1220

Mam nadzieję, że nie będziecie musieli nigdy sprawdzać swoich umiejętności w udzielaniu pierwszej pomocy swoim dzieciom, ale pamiętajcie, że taką wiedzę dobrze jest mieć i przyswoić ją „zawczasu”!

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij