Posiadanie dziadków na dwóch krańcach Polski zobowiązuje. Do czego? Do częstych podróży. Do tej pory zawsze samochodem.
Podróżowanie samochodem ma wiele plusów- wygodnie, ciepło, spod domu pod dom. W każdej chwili można się zatrzymać, a jak zajdzie potrzeba zmiany pieluszki, bagażnik naszego kombi bardzo dobrze spisuje się w roli przewijaka (po wyjęciu wszystkich maneli oczywiście…). Jednak wśród tych wszystkich plusów czai się jeden minus- koszty. Niestety, na powietrze jechać się nie da, a do kosztów paliwa dochodzą jeszcze koszty bramek na autostradzie…
Tak się stało, że w tygodniu przyszło nam pokonać trasę Kraków-Wrocław bez Taty Oli. Sama samochodem nie pojadę ( bo nie 😀 ) więc do wyboru był pociąg albo autobus. O ile PolskiBus jedzie szybko i przyjemnie, to dziecka bez fotelika nie wezmą. Co prawda w większości autokarów fotelik powinien być na stanie, ale niestety teoria z praktyką się rozmija i często fotelików nie ma… Niby 3h 10 min jazdy to nie tak dużo, ale co jeśli dziecko stwierdzi, że jednak siedzieć już grzecznie nie będzie? Autobusu nie zatrzymasz, z dzieckiem po „alejce” też nie pochodzisz, ogólnie klapa…. No i bilet- nie ma ulgowych, trzeba kupić dwa normalne…
Jest też pociąg. Na szczęście obok połączeń trwających prawie 5h (!!) są i takie, które trwają 3 h 20 min i nie tłuką się godzinami przez Śląsk. Przedziały dla matek z dziećmi, darmowe wyparzanie butelek czy wrzątek dla maluchów- brzmiało zachęcająco. W razie protestów dziecka zawsze można odbyć spacer po wagonie, a nawet zapuścić się w dalszą podróż po całym pociągu 😉 Plusem jest też fakt, że w PKP takie małe brzdące mają 100% zniżki, więc płacimy tylko za siebie, a miejsca są dwa (tak, tak- to wywołało moje spore zdziwienie, ale mała obywatelka miała swoją własną miejscówkę).
Decyzja zapadła- jedziemy pociągiem! Ola w nosidełko, do tego waliza na kółkach i damy radę! Dzień wcześniej, w ramach spaceru, poszłyśmy kupić bilet. Niestety, moje marzenia o przedziale dla matek z dziećmi zostały szybko rozwiane, bo miejsc już nie było. Dostałyśmy więc miejscówki w zwykłym przedziale. No trudno, co zrobić. Bilet jest, ale obawy też są. Przede wszystkim jedna- a co jeśli strzeli mi w trasie „dwójeczkę” ? Przewijaków brak, w przedziale 6/6 miejsc zajętych, a w pociągowym WC to chyba każdy wie jak jest… 😉 Nie wiem co bym zrobiła, serio. Jechać „na śmierdziucha” średnio, ale przebierać przy wszystkich też niezbyt fajnie. Jeśli jednak współpasażerowie byliby „spoko”, może zdecydowałabym się na opcję nr.2.. Na szczęście „dwójeczki” nie strzeliła, więc problem z głowy (oby droga powrotna również odbyła się bez atrakcji…).
Jakie są moje ogólne odczucia? Poza problemem z ewentualną zmianą pieluchy, uważam, że pociąg to dobre wyjście dla małych dzieci. Dużo miejsca, możliwość rozprostowania kości, ogólnie- jest wygodnie i niedrogo. A przedziały dla matek z dziećmi? Cóż, konduktor powiedział, że to przedział jak każdy inny, tylko są w nim 3 matki i 3 dzieci. Więc może to i lepiej, że byłyśmy w zwykłym? Może trafiłybyśmy na jakieś płaczące albo marudzące cały czas dzieci? Może tak, a może nie. Jechałyśmy zwykłym i też było fajnie 🙂 No może oprócz pobudki, którą zafundowały Oli Panie z WARSu, jeżdżące głośnym wózkiem po całym pociągu… 😉